sobota, 25 września 2010

będzie cię kochał bezintersownie, o ile...

Wszyscy pragną miłości. Głośno lub skrycie, każdy marzy o osobie, która ogrzeje ciałem lub wspólną herbatą, zimowy poranek, albo wyleje na głowę kubeł zimnej wody, w razie gdy zajdzie potrzeba. Boimy się samotności w pojedynkę, chcemy towarzysza, który będzie się przez nią przedzierał, razem. Choćbyśmy usilnie się wypierali poszukiwania uczucia, kiedy już nas ono zastaje, dajemy się porwać, z pocałowaniem ręki...
Z tymi pocałunkami tak mają zwłaszcza kobiety. Od dziecka czyta się nam i opowiada bajki o królewnach śpiących, śnieżkach, kopciuszkach, na ziarnkach grochu, księżniczkach z wierzy... One zawsze cierpią, są zagubione, nieporadne... generalnie ich życie jest pozbawione sensu dopóki nie przybędzie wspaniały, silny książę. On muska wtedy, którąś z tych kruchych ślicznotek ustami, po czym porywa ją i wędrują w siną dal, na zawsze razem. Ponoć żyją długo i szczęśliwie, czego nikt w żadnej bajce nie uściślił, jak i dlaczego. Od urodzenia wpajają tylko, że mamy czekać na wybawcę, a potem to już z górki.. Dopiero po latach, gdy zderzamy się ze światem rzeczywistym, okazuje się, że owszem, jakaś górka jest, ale łatwo się z niej spierdolić. I po przebytym wstrząśnieniu mózgu należałoby otrzepać się, z tej zakodowanej pod kopułą bajki. Ale nie! Tak głęboko osadziły się wizualizacje o księciu bez skazy, że choć się do tego nie przyznasz, wciąż go oczekujesz ('najwyraźniej to nie był ten'). Zresztą, o tym jak kochają kobiety jest powszechnie wiadomo. To jak kocha płeć przeciwna (kochaniu?) ? Oczywiście są różne typy mężczyzn, ale uogólnijmy je, lubimy to. Od razu pominę nie heteroseksualnych i bezwzględnie oddanych romantyków, bo z tymi pierwszymi mam zbyt mały kontakt,żeby ich bezkarnie oceniać, a drudzy nudzą na starcie i są, z góry zakładam, okropnie brzydcy i niepociągający, albo nie ma takich wcale...
Nasuwa mi się myśl o kochasiu. Facet o przeciętnej urodzie, dla jednych przystojny, inni twierdzą, że nie. Zakochuje się (!) w dziewczynie, która imponuje mu intelektem, czy dowcipem. Lubi ją trzymać za rękę, rozmawiać i chodzić wspólnie na basen. Ot związek dwojga ludzi, co się kłócą i godzą, w końcu się rozstają lub wydają na świat dziecko z pękniętego kondoma i jakoś się wiedzie dalej. Nie ma fajerwerków, lecz kochaś jest optymistą, a jego panna realistką więc sobie radzą. Wzloty nie są za wysokie, a upadki to tylko z lekka poobdzierane tyłki, co do wesela się zagoją. Zdrowy układ, że aż niewielu nas, znerwicowanych i poszukujących silnych wrażeń, stać.
Kolejny to narcyz. Ten to potrafi człowieka, swoim sposobem bycia, zirytować. Zakompleksiony jak cholera, a minę ma jak gdyby nie był wstanie pomieścić ogromu zalet, które w nim drzemią. I właśnie tymi ów cudownymi cechami, pragnie onieśmielić i obdarzyć swą kobietę. Stąd wybiera tą, która owego podarunku potrzebuje. Spełnia wymagania, gdy jest od niego mniej mądra, mniej bystra, mniej oczytana i mniej wszystko oprócz atrakcyjna. Ona musi być piękna, gdyż pieprzący ją wzrok kumpla, niezwykle dowartościowuje naszego interesanta. Narcyz napawa się jej wytrzeszczem oczu, kiedy on prawi, ona słucha. Jest przez nią bezustannie podziwiany, notorycznie chwalony, komplementowany. Daje mu się miziać zawsze (!) kiedy on ma chęć na seksualną grę. Jemu satysfakcję daje spust i upust. Spust, to wiadomo, jak wyżej, a upust to regularne wylewanie morza refleksji, owianych słowami, co to on sam nie zna do końca znaczenia. Znajomym tego gościa, jego mowa jednym uchem wlatuje, drugim wylatuje (no bo ileż można?!), za to wybrance przenigdy się nie nudzi (mów mi jeszcze). W związku z tym para ta się uzupełnia, mimo iż cała energia skoncentrowana jest na nim. Ona jest zadowolona, gdyż złapała pana boga za nogi, a on... bo to jego nogi, a wszystko co jego powinno być oklaskiwane. Najlepiej cyckami nielichej z twarzy niewiasty.
Następny jegomość w kolejce, to taki, który uważa, iż im więcej czuje, tym zwyklejszy się staje. Ten typ jest pożądany przez kobiety różnej maści. Ponieważ jest nieco niedostępny i tajemniczy, każda wierzy, że go rozgryzie i usidli (właśnie ona!). Nie pali się on do zarywania dziewcząt, ale mocno łechcą go ich zaczepki. Oczywiście odpowiada na nie w pełni świadomie i niejednoznacznie, bo jeszcze by się odkrył, zbyt. Boi się głębszego uczucia, gdyż gra twardziela. Przecież prawdziwie kochając mógłby odkryć swą wrażliwszą, elastyczniejszą naturę. Wiąże się z pannami od czasu do czasu, lecz to nigdy nie jest 'to'. Nie chce dopuścić żadnej do swojego, jakże wielce skomplikowanego wnętrza ('i tak mnie nie zrozumiesz'). Ona jest z nim, bo kocha, bo to wyzwanie, bo jest matką cześć tereską z kalkuty, co to go od wszelkich wewnętrznych rozterek uwolni. Kiedy on raczy ją swoim towarzystwem, ona skacze wokół niego jak wróbelek na wiosnę. Natomiast kiedy on 'potrzebuje ciszy' (czytaj; nie chce mi się ciebie widzieć, dopóki nie zachce mi się ciebie widzieć), ona tupta po cichutku, ostrożnie, na paluszkach...
Kompilacja tych dwojga kojarzy mi się trochę, jakby (hmm, jak to ująć, by nikogo nie urazić..) przygarnąć sobie dałna. On sam nie wie na czym mu zależy (chyba, że chce loda, to wie), a ona uśmiecha się tylko w jego towarzystwie, gdy on jej na to zezwoli. Potem idzie w kąt i czeka na kolejne zaproszenie. Już sama nie wiem kto kogo tu sobie przygarnął, w każdym razie układ upośledzony.
Można by się tu jeszcze pogimnastykować nad rodzajami penów, tfu, tzn panów, ale po co?! Przecież puenta i wnioski pozostaną te same ; Poczytaj jej na dobranoc mamo … Tylko proszę, nie o księciu zbawicielu. Bo przez sny o podróżach na jego koniu, choćby chciała, nie potrafi teraz twardo stąpać po ziemi.


środa, 8 września 2010

szał bez pał

lubię mężczyzn. Przebywać wśród nich, dyskutować, żartować i mieć. Gdybym mogła urodzić się jeszcze raz zaszczycona możliwością dokonania wyboru, czy w ponownym życiu stąpać mam na silnych męskich nogach, czy zgrabnych kobiecych, bez zastanowienia biorę te owłosione.
Ogółem napomknę tylko, że facet nie ma obowiązku ich regularnego golenia (tak jak i rąk i bikini i pach i brwi i wybielania odbytu...). Nawet to, iż nie otrzymuje co miesiąc krwawego bonusa z załączonymi bólami wszystkiego, oraz że nie ma opcji na rozszarpywanie dziurki przez wielkiego kurczaka (potocznie akt zwany porodem, ale chciałam obrazowo), to nawet nie to...
charakter. Wznosząc się na wyżyny swego uwielbienia dla płci przeciwnej, mężczyźni sterują. Oni budują, my pomieszkujemy. Nie ma żadnej Pani Bozi, jest Pan. A tabunom chłopaków co się z poświęcenia dla świata wieszali na krzyżach, panny ewentualnie wycierały z czoła pot.
Już w przedszkolu podczas wystawianych jasełek, byłam podwkurwiona, kiedy grałam matkę boską, a wszystkie dary składano na ręce kolegi- józefa. Mnie gratulowano tylko, że dziarsko urodziłam fantastycznego chłopca. To zła rola była. za długą musiałam wciągnąć na siebie sukienkę, jako maria (i wtedy już nie taka boska).
Nie przypominam sobie nawet imienia żadnej lwicy z 'króla lwa', same simby i mufasy porządziły.
Ale nie obciążam winą facetów (good for you). Grunt to umeblować swoje życie i zasiąść w najwygodniejszym fotelu. Od czasu do czasu zmieniać obicie i siedzieć zamiast truć dupę kobicie. I tak postępują mężczyźni. A one? Panie chodzą i gdaczą (nawiązanie do wyżej wspomnianego, wyskakującego kurczaka...). Zresztą, nie miałam na celu (nie?) ujmowania zalet kobietom, łatwo się w tym rozpędzić, wróć. Chodzi o mężczyzn. Tych przeze mnie uwielbianych. Lojalnych, silnych, wrażliwych, bystrych, interesujących (tacy istnieją, tylko nie chciej ich do końca poznawać, bo przestaną.) Dzisiaj jestem bezpłciowa, byle jaka i nie oceniam ludzi po zawartości gaci, a całej reszty. Tak się ze sobą umówiłam. Kolokwialnie olewam regres, istnieje tylko dziś i wszystko co potem, nie będę się nad przeszłością tu rozwodzić, zbyt. Po prostu kiedyś biegałam z chłopakami na boisko palić szlugi, pluć pod ławkę i chwytać nowe bluzgi, a teraz coraz rzadziej to wychodzi. Minęło parę lat i spontaniczne ustawki się posegregowały. Są takie gdzie panowie decydują, że 'zabieramy dziewczyny', ale wtedy się chodzi w parach pod rękę, już nie pluć (chyba, że w kondona). Druga możliwość, to ustawka nie z , a na dziewczyny. Jedni się bawią bez granic, inni 'tylko patrzą i tylko flirtują'. I wreszcie spotkanie, do którego zmierzam, to dziewczyńskie, ofkors.
(głęboki oddech i...) Nie miałam okazji uczestniczyć w wielu wieczorach ,' szał bez pał', o nie. Poszukując jednak wrażeń (coo?) … inaczej, nudząc się bez planów na sobotni wieczór, nagięłam swe upodobania. Znalazłam się pośrodku kilku postaci, iście kobiecych. Pięknych, szczupłych, seksownych. Kilka godzin upłynęło na aktywnym rozmawianiu. Oczywiście przewinęło się bardzo, bardzo wiele tematów. A między innymi; kocham swojego mężczyznę/ wkurwiają mnie mężczyźni, mam ich dość/ marzę o takim mężczyźnie, który... / nie lubię kiedy mężczyzna.../ a mój robi to, a mój tamto, a kiedyś to było tak, a teraz inaczej, a co będzie...<rzyg>
Gadanie o nowościach filmowych/ polityce/ obrazach clouda moneta/ nowinkach architektonicznych w mieście, niekoniecznie, ok, rozumiem. Ale, żeby ani słowa o lejdi gadze, nic o
fluorescencyjnych kredkach do oczu z sephory, miejscówkach z niedrogim lecz pysznym żarciem albo wschodzącym w tv reality..? nie? a co ja wykupiłam abonament z rozmowami o mężczyznach gratis?! I tak wyrwało się dziewczę z domostwa, by zaczerpnąć świeżego powietrza, poczuć zapach obcych, niż swego faceta skarpet. Każda z ów obecnych otrzymała niezbędnik, pakiet informacji o nałożnym koleżanki (tej z lewej i tej z prawej i co siedzi vis a vis). Z wrażenia mi cyce opadły na podłogę, a że siedziałam na niewysokiej pufie, roztrzaskały się o posadzkę i już można było zacząć płakać nad rozlanym mlekiem. Pokój napełniał się białą cieczą po kostki, sufit się kurczył. Zaglądnęłam za szafę, pod zlew, wannę, w poszukiwaniu ratunku. Panny wylewały mleko wiadrami przez okno, przechodnie unosili ręce w górę, dziękując panu bogu za darmowe mleko, zesłane z nieba, co się chwali w kryzysie. Zaaferowane kobiety szarpały się z potężną kałużą rzucając luźno pod nosem, jak lubią być całowane w szyjkę, albo że podoba się u faceta jak ma większy palec na stopie obok kciuka... Spontanicznie zawinęłam się w firankę (co będzie, to będzie), czekam i nic, to skaczę. Unosiłam się w wolnej przestrzeni przez bliżej nieokreśloną chwilę, kątem oka obserwując jak młode kobiety walczą w mleku (kto zgadnie o co , ten dostanie milkywaya), jakieś dzieciaki wymiotują, bo mają nietolerancję laktozy, a kilka kotów żre z kałuży na zapas. Wreszcie grunt pod stopami. Wkroczyłam z impetem przez zamknięte okno, do mieszkania na dwunastym piętrze. Oooo tak, jest wysoko! Zaglądam to tu ,to tam badawczo i już wiem. Jestem u siebie (lecz nie u mnie). Siedzi kilku gości, wyrywają sobie mp3 z ręki, bo każdy ma jakiś utwór odkryty na nowo. Ukradkiem zmierzam do kuchni, lodówa jest, zimne piwo jest, no to chlapnę sobie, potem ogarnę sytuację.
no..to pohytałam. Obudziłam się rano, nie wiedząc jeszcze gdzie, ale powoli kojarząc z kim (z kim basinger?!). Na podłodze kiepy, papierki, frytki z ketchupem, monety, płyty, gazety...
Uśmiecham się do swojego kaca... ach jak swojsko, naturalnie, a jakie obrazy wspominkowe przewijają się przez przyjemnie obolałą głowę. Mężczyźni unoszą leniwie swe członki; ręce i nogi w nieobowiązkowej kolejności. Podnoszą się z wszelakich kanap i sof, śmieją się od rana, przybijają piątki. Wciągają jajecznicę i rozchodzą się do swych domów. Byt kawalerski aka singielski, czy zaawansowany związek ; dobrze jest pożyć, pobyć, pomówić z kimś innym, o czymś innym niż twój luby, o twym lubym, z twoim lubym. kiedy już się widzim w iście żeńskim gronie, to pozwól sobie (albo mi!!) od Niego odetchnąć. ucz się od swojego mistrza Kobieto. Twój mężczyzna to potrafi. amen.

niedziela, 5 września 2010

jesteś ideałem ale pragnę innego ideału

 
Oboje zmęczeni związkiem, rozczarowani, zniechęceni, poddają się. No i dobrze, myślę. Po co kłócić się, męczyć, płakać, krzyczeć, milczeć, trzaskać drzwiami... Uprzykrzać sobie życia wzajemnie. Trzeba się rozejść, dać sobie po mordzie,że co Ty mi narobiłeś pizdo,kutasie. Potem buzi buzi, iż wybaczam Tobie, żalu w sobie nosić nie będę. I do nowego etapu gotowi start. To jasne. Ale co jeśli między dwojgiem ludzi, ściślej kobietą i mężczyzną owe rewelacje nie występują. Wtedy gdy w zasadzie nie ma łez, znaczących zawodów, ani niezgody. Jest miłość, taka baśniowa wręcz, podziwiana przez otoczenie, przez znajomych, że oni też tak chcą, o tym marzą. To naprawdę istnieje, po prostu, najwyraźniej, nie trwa w nieskończoność. Uwielbiają wspólną herbatę i kanapkę z rana, po tym gdy już ogrzani ciepłem swoich nagich ciał powstaną ze wspólnego łoża. I wspólny prysznic, zimna woda, gorące pocałunki tu i tam. Jak przyjemnie jest wybrać na nowo, tę co zwykle restaurację, na obiad. Wspólnie podsłuchując ludzi siedzących przy stoliku obok, przy tym wymiana spojrzeń, serdecznych,ironicznych, czasem współczujących uśmiechów. Spacery, kino, znajomi, imprezy, zakupy.. Zachłannie wykorzystują razem czas. Unoszą się ponad chodnikami, naznaczeni, pogłaskani ręką boga, w takiej szklanej bańce, co nie przepuszcza do niej zła co na świecie istnieje, ochroni przed spadającym z gotyckiej budowli rzygaczem... O sprawach ściślej damsko męskich wspomnieć trzeba, opisywać nie należy. Idealność. Oni są uszyci dla siebie, ale to tyle w temacie. Szalone pożądanie, natychmiastowa gotowość do spełniania swych żądzy, po prostu och i ach. Zdradzają sobie tajemnice, nigdy wcześniej przed nikim nie odkryte, podczas toczących się rozmów od zmierzchu aż po świt. Generalnie on puszcza bąki, a ona się śmieje szczerze, że jakie to urocze, a on kocha jej oddech z rana i np. krzywe, przykrótkie paluszki na dłoniach ('moje słodziutkie serdelki', czy coś). Mija rok, albo dwa lub trzy,pięć. Pościel usłana różami zaczęła powodować alergie na wszystkie rodzaje kwiatów, w tym róż. Prysznic się skurczył i nie mieści już dwojga, w knajpach popsuło się żarcie,a w nocy się śpi nie gada.
Szklana kula/aura/aureola nie pomieściła lawiny fantastycznych uczuć i pękła wylewając na chodnik masę czekolady, co ją idealnie zakochani naprodukowali. Przechodnie się cieszą, bo jest szansa, że i oni będą mogli coś z tego liznąć..
Architektoniczne rzygacze popękały ze śmiechu, spierdoliły się na łby cud parze. Gołębie zacierając swoje brudne szponiska z radości się obsrały, a odchody zastąpiły wianuszki z kwiatuszków na głowach już nie cud, a brud pary.
Kobieta i mężczyzna rozchodzą się po kątach, by się obmyć z tego całego szitu, zanim zastygnie i będzie go trzeba z trudem zeskrobywać. I tak wietrzą swe ciała tygodniami, miesiącami oczekując aż się smród sam ulotni. Ona kupiła sobie perfumy chanel no 5 i znów pachnie. On za to siedzi sam w piwnicy i stara się szklaną bańkę odbudować. Po co po niej wcześniej gwoździem rysował? Kochany (jeden z drugim), poddałeś się bez walki jak osioł nie rycerz, to nie rycz teraz. Jej łzy nie robiły na tobie wrażenia, nie szantażuj swoimi. Jak mieli dość dryfowania po tafli waniliowych lodów, niech się teraz motają wokół śmiesznie jak pingwiny. Niedocenione relacje przeminęły jak wakacje, tffu. Teraz zapewne błądzić będą, w jednej parze butów, poszukując tej drugiej. Najchętniej kupiliby ten sam model i rozmiar. Oby się nie okazało, że zapas w sklepie został wyczerpany. Poprzednie się pozdzierały, pozostawiając odciski na piętach. I za późno, by mówić, że na nic nie jest za późno.

sobota, 4 września 2010

kocham twoją naturalność / pożądam jej wypindrzonej

 
On mówi do mnie przed wyjściem z domu, nie maluj się tylko za mocno, lubię ciebie naturalną. Wkładam więc wiele wysiłku, by osiągnąć odpowiedni stopień ulubionej naturalności. (u)dowadniam sobie twarz nawilżającym kremem, dostosowanym odpowiednio do mojego typu cery. Wklepuję go, tak by nie robić sobie przy tym zmarszczek. To taki podkład pod bazę , pod podkład. Następnie wspomniana baza, żeby zmatowić twarz, oraz wzmocnić trwałość makijażu. Kolej na fluid. Zadowolona nakładam, pomału radując oczy ujednoliconym kolorem cery. W końcu mogę się przypudrować, a na koniec dużym pędzlem sypnąć róż na policzki. Wyglądam promiennie, zdrowo, wyraziście. Naturalnie. Na oko serwuję sobie delikatne kreski, rzecz jasna tak, aby nie były zauważalne, gołym okiem. Chcę tylko przyciemnić kontury. Kilka warstw czarnego tuszu na rzęsy, pomadka na usta, w kolorze ust... i część mnie jest gotowa. Żeby wyjść z domu, 'do ludzi'. On mówi do mnie wtedy, załóż szpilki, wiesz które, te wysokie. Próbuję go przekonać, że nie będą pasowały do zestawu ubrań i nie jest to najwygodniejsza forma spacerowania... On na to, ale wiesz jak lubię. Przeklinam w myślach, ja pierdolę, sam sobie kiedyś zainstaluj czternastocentymetrowe obcasy, wtedy pogadamy! Po czym je wkładam poirytowana, ale uradowana, że mój facet podnieca się moim widokiem. O szczęście! I robię taką modną fryzurę, na czasie. Chodzi w niej o to, by wyglądała prawie tak, jak po powstaniu z łóżka. Albo rozwiana wiatrem. Naturalnie. Odżywki, balsamy, jedwab na włosy, kilka gumek, wsuwek. Szarpię je, w sensie tapiruję, wiążę. Palcami wyciągam pojedyncze kosmyki, żeby wyglądało na spontaniczny nieład. I jeb, lakierem po oczach, tfu!, włosach. Nieład utrwalony. Załączam dżinsy, żeby nie sprawiać wrażenia przestylizowanej, bluzkę z odsłoniętymi plecami. Gdybym miała większy bufet, pewnie eksponowałabym przód, nie tył, a tak to się mogę pocieszyć zgrabnymi łopatkami. I tłumaczę sobie, że to bardziej wysublimowana forma emanowania seksapilem, z klasą! Jeszcze tylko kolczyki, perfumy i wyjdźmy już kochanie. On po drodze łapie mnie elegancko za tyłek, głaszcze plecy. Siódme niebo. Widzę jak spogląda na twarze mijających nas mężczyzn, którzy zerkają z pożądaniem na jego kobietę. Z dumy urósł mu penis o kilka cm. Robimy lans-rundkę po centrum miasta, a potem idziemy się upić, w tanecznym klubie. Od wejścia witamy uśmiechnięte, lekko wstawione, znajome twarze. Grzecznościowe wymiany zdań, co tam, jak tam, zajebiście, a u ciebie, u mnie mega też. Wysokie obcasy dają o sobie znać, brajlem przekazują mi, jak rozśmiesza je ta dziewczyńska próżność. To jego wina, myślę. Teraz dumny jak paw, popierdala ze mną za rękę, z tym swoim rosnącym ego. Natura go urodą nie obdarzyła, to sobie mnie przygarnął. Zamiast się teraz irytować, trzeba było wskoczyć w adidasy. Potańczyłabym sobie przynajmniej, pobiegała po klubie.. a propos, gdzie on się podział. Od obracania szyją i wzrokowego poszukiwania, czuję jak dostaję skrętu karku i zeza rozbieżnego. Nie ma. Jest. A co to za szlory, z kim on rozmawia i dlaczego one się tak mizdrzą. I z tymi cycami dojnymi, fuj. Na pewno są bezwstydne i bezgranicznie głupie.. ale zaraz zaraz, chyba mój książę, na niedowypasanym rumaku, zawiesił się w rowie, między cycami, jednej ze swych koleżanek. A jaki makijaż ma, jedna z drugą. Mistrzyni rozpusty, seksu, nierządu! Bez zwątpienia. Może i podeszłabym, do tego towarzystwa, co się tak wzajemnie adoruje, ale zbyt mocno spuchły mi stopy od szpilek...
W domu wylizuję sobie twarz z grubego nakładu upragnionej naturalności. Refleksje na dobranoc. Utwierdzanie się w przekonaniu, że on chce mnie naturalną, sote, a oblepia wzrokiem wypindrzone, wyczesane. I tak rozpędzona w wypluwaniu słów, dochodzę (?!) do luźnej – mini puenty. Wiadomym, że mężczyzna wzrokowcem jest. On, mimo iż wie, że boginie z playboya to twór fotoszopa, a boginki z klubu to.. też (po)twór, to na życzenie, selektywnie o tym nie pamięta.